Ta strona używa plików cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia zindywidualizowanych usług oraz tworzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia w opcjach Twojej przeglądarki. Więcej informacji.

  • De
  • Pl
  • En
  • Kontakt

Poleć artykuł!

Nie jestem botem

Akcja „Książka miesiąca”: 

Arno Geiger „Pod Smoczą Ścianą”

W tym roku publikujemy na naszej stronie co miesiąc fragmenty współczesnej literatury austriackiej w polskim przekładzie.

Organizacja: Austriackie Forum Kultury w Warszawie, Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie, Österreich-Institut Warszawa i Biblioteki Austriackie w Polsce

Akcja promocyjna w ramach inicjatywy austriackiego Federalnego Ministerstwa Spraw Europejskich i Międzynarodowych oraz Austriackiego Towarzystwa Literackiego (Österreichische Gesellschaft für Literatur) – „Rok literatury austriackiej / Międzynarodowe dialogi literackie” („Jahr der österreichischen Literatur / Internationale Literaturdialoge”) https://www.literaturdialoge.at

 

ARNO GEIGER Pod Smoczą Ścianą

Biogram
Arno Geiger urodził się w 1968 roku w Bregencji. Studiował filologię germańską, historię starożytną oraz literaturę porównawczą w Innsbrucku i Wiedniu. Zadebiutował w 1997 roku powieścią Kleine Schule des Karussellfahrens. Mieszka w Wiedniu i Wolfurcie, gdzie tworzy jako niezależny pisarz. Za swoją twórczość literacką Arno Geiger otrzymał liczne nagrody i wyróżnienia, m.in.: Niemiecką Nagrodę Książkową (2005: za powieść U nas wszystko dobrze), Nagrodę im. Friedricha Hölderlina (2011), Nagrodę Literacką Fundacji Konrada Adenauera (2011), Nagrodę im. Josepha Breitbacha (2018) oraz Nagrodę Literacką Miasta Bremy (2019: za powieść Unter der Drachenwand, pol. tytuł Pod Smoczą Ścianą).

Publikacje (wybór)
Kleine Schule des Karussellfahrens (powieść), Carl Hanser Verlag, Monachium 1997
Irrlichterloh (powieść), Carl Hanser Verlag, Monachium 1999
Schöne Freunde (powieść), Carl Hanser Verlag, Monachium 2002
Es geht uns gut (powieść), Carl Hanser Verlag, Monachium 2005 (wyd. polskie U nas wszystko dobrze, przeł. Karolina Niedenthal, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2009)
Anna nicht vergessen (opowiadania), Carl Hanser Verlag, Monachium 2007
Alles über Sally. Carl Hanser Verlag, Monachium 2010 (wyd. polskie Wszystko o Sally, przeł. Elżbieta Kalinowska, Maria Przybyłowska, Świat Książki, Warszawa 2014)
Der alte König in seinem Exil. Carl Hanser Verlag, Monachium 2011 (wyd. polskie Stary król na wygnaniu, przeł. Karolina Niedenthal, Świat Książki, Warszawa 2012)
Selbstporträt mit Flusspferd (powieść), Carl Hanser Verlag, Monachium 2015
Unter der Drachenwand (powieść), Carl Hanser Verlag, Monachium 2018
Das glückliche Geheimnis, Carl Hanser Verlag, Monachium 2023

Pod Smoczą Ścianą (streszczenie)
Veit Kolbe, żołnierz Wehrmachtu, po tym, jak został ranny w Rosji, spędza kilka miesięcy nad jeziorem Mondsee niedaleko Salzburga. Jest 1944 rok, wojna wydaje się właściwie przegrana, pozostaje zastanawiać się tylko jak długo jeszcze potrwa. Veit spotyka dwie kobiety – nauczycielkę Margarete, którą razem z klasą dziewcząt przysłano z Wiednia, oraz młodą mężatkę Margot z małą córeczką. Veit cierpi z powodu traumatycznych doświadczeń na froncie wschodnim. Wkrótce żołnierz i Margot nawiązują intymną relację. Bohaterowie mają nadzieję, że kiedyś znów będą mogli wieść normalne życie. Powieść o ludziach, którzy mierzą się z potęgą historii – rzecz o wojnie, śmierci i miłości napisana pięknym, poetyckim językiem.


Fragment

Od mojego ostatniego pobytu

Od mojego ostatniego pobytu w Wiedniu upłynęło piętnaście miesięcy. W czasie powolnej drogi powrotnej marzenia o domu, wysnute z doświadczenia wojennych trudów, nabierały kształtów. Chciałem spać sam w pokoju, bez oficerek przy łóżku, a nie – jak na froncie – leżeć z odmrożonymi dłońmi w śniegu pod uszkodzoną ciężarówką. Pragnąłem napić się kawy z filiżanki, którą dostałem od Hilde na piętnaste urodziny. I chciałem co cztery tygodnie zmieniać szczoteczkę do zębów. Z wojny jednak wraca się do innego domu niż ten, który się opuściło, więc mimo że spełniły się wszystkie moje życzenia, nie czułem się w nim najlepiej.

Mamie nie powodziło się Bóg wie jak dobrze, zimno dawało jej się we znaki, podobnie jak śnieg czy deszcz. Dokuczały jej też wiatr i mgła. Sama musiała zajmować się całym domem, ale ten ciężar był jej na rękę, ponieważ, jak mi się wydawało, praca nie zostawiała jej czasu na myślenie. Wiele razy, gdy z wdzięcznością przyjąłbym jej wsparcie, mówiła: – Nie mnie o tym sądzić. / Tata dawał mi dobre rady, nic tylko idiotyczne pomysły, które doprowadzały mnie do szału. Mówił, że on sam urodził się w złych czasach, gdy tymczasem ja mam szczęście być młodym u progu wielkiej epoki. Czegóż chcieć więcej, jedynie ode mnie zależy, co z tym zrobię.

Godziny przy kuchennym stole odsiadywałem niczym karę za przeżycie. Karą był też przymus opowiadania wszystkiego po tak długim czasie. Lecz mama i tata mieli, rzecz jasna, prawo usłyszeć, jak mi się wiodło. Sam też czułbym się rozczarowany, gdyby rodzice, wrócili ranni z wojny i nie chcieli niczego powiedzieć. A mimo to nie byłem w nastroju. W dodatku to, co mnie naprawdę zaprzątało, tylko częściowo miało związek z odniesionymi ranami. Dla tych rzeczy jednak nie znajdowałem u nikogo zrozumienia, zwłaszcza u taty, którego gadanina działała mi na nerwy.

W drodze ze szkoły do domu przekazał dary w narodowej zbiórce
1 organizowanej w budynku partii. Podniosły nastrój, który mu towarzyszył – bo przecież dołożył swoją cegiełkę – sprawił, że przy pierwszej gorzkiej uwadze z mojej strony zaczął mówić o konieczności wojny i jej długofalowych korzyściach. Słysząc podobne niedorzeczności, czułem się kompletnie zdruzgotany. Kiedy w listach na froncie czytałem o jego optymizmie, dawało się to jakoś wytrzymać. Co innego jednak, gdy musiałem wysłuchiwać ojca osobiście.

Gdy tylko mogłem, zaszywałem się w swoim pokoju, który zajmowałem, będąc jeszcze uczniem. Odkąd późnym latem, ponad pięć lat temu, powołano mnie do wojska, w pokoju prawie nic się nie zmieniło, podręczniki szkolne wciąż leżały w biurku, przypominając mi lata, których nikt mi nie zwróci. Mógłbym spróbować nadgonić to, co było do nadgonienia, zamiast tego leżałem bez zapału na łóżku – obgryziony kawał serca. W głowie nieustannie pojawiała się myśl: straciłem tak wiele czasu, że nie jestem w stanie go nadrobić.

Studia na politechnice nie sprawiłyby mi najmniejszych trudności. Nie musiałbym studiować dłużej niż zalecane minimum. Byłbym już teraz niezależny, stałbym na własnych nogach i nie musiałbym przejmować się protekcjonalizmem ojca. / Często w Rosji, gdy nad ziemią unosiły się tumany kurzu, mówiłem do siebie: spójrz, oto moje dni…

To, że coś się nie zgadzało, dało się rozpoznać po moich zdjęciach, pamiątkowych fotografiach, wiszących na ścianach mieszkania, niemal w każdym pokoju – wszędzie było mnie pełno. Zdjęcia uczestniczyły w życiu rodziny, ja brałem udział w wojnie. W salonie przydzielono mi najlepsze miejsce, obok portretu Hilde. Mama mówiła, że, gdziekolwiek się znajdzie, chce widzieć swojego baranka. Tata uważał natomiast, że nie powinniśmy jej tej przyjemności odmawiać. / Teraz – jako ranny w Saarze - stałem również na regale z książkami. W tej kwestii tata również okazał się wspaniałomyślny: zdjęcie jest bardzo ładne, naprawdę nie można mu niczego zarzucić.

Zaskoczyło mnie, że nadal mieliśmy asparagusa Hilde. Nie żyła od siedmiu lat, a jej asparagus kwitł. Gitara Hilde stała oparta o ścianę od siedmiu lat, niema i nieużyteczna jak ja. Chyba najsmutniejszy instrument to taki, na którym już nikt nie gra. / O czym myślała Hilde, grając na gitarze w dziewczęcym pokoju? Rozpaczała? Bała się? Że też nigdy się tego nie dowiem! Dlaczego jej nie zapytałem? I dlaczego nie potrafiłem jej pomóc? Czułbym się lepiej, gdybym ją wtedy spytał. / Każdy najdrobniejszy przedmiot rozdziera mi serce, wszystko, co należało do Hilde, a co teraz stoi wkoło biedne i zagubione.

Hilde miałaby tyle pomysłów, wiedziałaby, co zrobić ze swoim życiem, umiała się tak cieszyć, obojętnie, czy chodziło o muzykę, czy o kufel piwa w ciepły wieczór w ogródku gospody. Prawie do ostatniej chwili potrafiła wydrzeć życiu coś pięknego. Ja zaś wpatruję się w moje puste ręce, leżę w powygniatanym uczniowskim łóżku, ubolewam nad sobą, czuję żal, ból i wstyd. Hilde mogła żyć, a musiała umrzeć. Mnie pozwolono żyć, lecz nie wiem, co z tym począć. Hilde nie byłaby ze mnie zadowolona. Ale jak mam to zmienić? Jak mam się zmienić?

Chodziłem po mieście, jakbym po tylu latach nieobecności nie był już jego częścią. Zlikwidowano przystanek tramwajowy obok naszego domu, by zaoszczędzić na prądzie przy hamowaniu i ruszaniu. Niejeden motorniczy zwalniał tempo w pobliżu przystanku, pasażerowie mogli wtedy wskoczyć i wyskoczyć. Ale dla kogoś o kulach nie wchodziło to w grę. Pokuśtykałem przez chodnik. Na ulicach panował ścisk nie do wytrzymania. Tkwiła jeszcze we mnie powolność lazaretu, wydawałem się sobie uciążliwym, obcym przybyszem.

Wychodzenie z domu wiązało się też z innym problemem: opatrunek na udzie, pomimo bardzo ostrożnych ruchów, nie trzymał się. Ciągle musiałem go podciągać, by podczas chodzenia nie zsunął się aż do kostki. W końcu mama dała mi pas do pończoch i pokazała, jak go zakładać. Roześmiała się serdecznie, już od wielu lat nie widziałem jej tak rozbawionej. Potem wyraziła nadzieję, że chyba w wojsku nie stałem się homoseksualistą, byłoby dobrze, gdybym wkrótce znalazł sobie jakąś kobietę. Ale ten pas do pończoch okazał się jednak czymś, co nas zbliżyło, i to pod wieloma względami, potrafiłem więc docenić śmiech mamy.

W czasie wizyt u krewnych częstowano mnie wypiekami i mądrościami. Ciocia Rosa orzekła: – Głowa do góry, usta szeroko otwarte i wszystko będzie dobrze. – I tak była najprzyzwoitsza spośród krewnych ze strony matki. U wujka Rudolfa również przesiedziałem jedną grzecznościową godzinkę. Szczególnie zirytowała mnie jego uwaga: dziwi się, że Thaler Heli, syn sąsiadów, biadoli w swoich listach. Zamiast uderzyć wujka Rudolfa po gębie, powiedziałem tylko: – Jakaś racja pewnie w tym jest. / Wobec tych, którzy w Wiedniu uderzali w wysokie tony albo użalali się nad sobą, żywiłem nieufność, zatem niemalże wobec każdego. Gdyby dało się zarobić na zbieraniu frazesów, Wiedeń byłby Złotym Miastem: – Przecież wszystko kiedyś się kończy, w tym każda wojna. / – Tak, wojna, każdemu daje się we znaki. / – Fr. panuje nad sytuacją, jak zawsze.

Najważniejszą wizytę, zgodnie z otrzymaną instrukcją, złożyłem w Okręgowej Komisji Wojskowej. Uznano moje zwolnienie lekarskie i przyznano mi wielomiesięczny urlop zdrowotny oraz ponownie nie wyrażono zgody na demobilizację i podjęcie studiów. Moi zwierzchnicy chcieli odczekać. Kiedy już kogoś pochwycili, tak łatwo go nie puszczali – nie przyjmowano wypowiedzenia. / Przynajmniej mama ucieszyła się z przyniesionych przeze mnie wiadomości. Ze względu na odniesione rany otrzymałem paczkę od Fra: kartki żywnościowe i pieniądze. A do tego butelkę szampana. Dla mamy było to sporym odciążeniem, ponieważ pakiet zawierał kartki na pięć kilogramów mąki, rośliny strączkowe i tłuszcz.

Krótko przed Bożym Narodzeniem zaczął padać śnieg, i to obficie. Przez przypadek, dzięki przyjaciółce mojej najstarszej siostry Waltraud udało mi się dostać za siedem reichsmarek dziewięć żółtych róż. Pojechałem na cmentarz w dzielnicy Meidling, by odwiedzić grób Hilde. Leżało tam mnóstwo śniegu, uprzątnięto jedynie główne aleje. W tym miejscu w marcu 1938 roku tata do morza flag dołożył jeszcze jedną flagę i płakał szczerymi łzami, łzami radości. Teraz ja złożyłem tu dziewięć żółtych róż, zapaliłem znicz i zmówiłem modlitwę. Poza tym nie mogłem dać Hilde niczego więcej. Śnieg wciąż sypał. Zawsze wyobrażałem sobie, że Hilde czuwa nad nami niczym anioł.

Mówią, że Pani Zamieć przewodzi dzikiej zgrai duchów, które nawiedzają ziemię między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem. W tych dniach wrota do krainy zmarłych stoją otworem, oni sami zaś wracają w znane sobie miejsca, by odbyć sąd nad żywymi. / Śnieg. Śnieg. Śnieg. A pod śniegiem śpi siostra.

Dwa dni później buty i pojazdy rozdeptały, rozjechały śnieg, zamieniając go w jasnobrązową, grudkowatą breję. Niekiedy jeszcze wiatr zwiewał pojedyncze białe płatki z dachów, te zaś opadały nieśpiesznie na starców, kobiety, dzieci, kaleki oraz wojskowych. Na ulicach roiło się od żołnierzy, co nieszczególnie utwierdzało mnie w mojej miłości do Wiednia. Chociaż właściwie nie potrzebowałem już kul, zawsze miałem je przy sobie, żeby nie musieć bez przerwy wyrzucać ręki w górę. / Nawet manekiny na wystawach zrobiły się szczuplejsze i stały na baczność, najwyraźniej taki model nakręcał interes. O ile towar był wciąż dostępny.

Nie zdejmowałem czapki nawet w domu, wprawdzie miałem ją zsuniętą na kark, ale jednak – mówiłem, że wtedy mniej boli mnie głowa. / Płaszcz to ubranie tymczasowe, czapka łączy światy.

W rozmowach z tatą powstrzymywałem się od wielu uwag, chociaż korciło mnie, by wypowiedzieć je na głos. Nauczyłem się dobrze nad sobą panować w organizacji, gdzie niewyparzony język przynosi same straty. Jeśli była we mnie jakaś wolność, zabito ją, wszystko, co się z nią wiązało, uznawałem za prywatną sprawę, a sprawy prywatne już od lat nie istniały. Rozmowy z tatą? To nie było nic osobistego, nie można przecież cofnąć wskazówek zegara. / Tata oznajmił: – Żyjemy w wielkich czasach. Nasi potomkowie pozazdroszczą nam kiedyś, że dane nam było żyć w takiej epoce. / Naraz uświadomiłem sobie, jak często rozmawiało się o podobnych rzeczach przy obiedzie. Rozgoryczony przeżyłem jeden z nielicznych momentów, gdy poczułem ulgę na myśl o tym, że nie było mnie pięć lat. I chociaż postanowiłem sobie, że nie będę już politykować tak, jak zwykłem to robić niegdyś, odparłem, że w pełni zakosztowałem szczęścia historycznego momentu, który tata zapowiadał swoim dzieciom od lat, ale teraz dość już tych bzdur. Z przyszłością, jaka z tego się rodzi, wolę nie mieć nic do czynienia, pomijając fakt, że ta przyszłość, tak czy owak, dawno spisała mnie na straty.

_____________________
1 Volksopfer – akcja ogłoszona przez narodowych socjalistów pod koniec wojny mająca na celu zbiórkę odzieży, butów, elementów wyposażenia dla Wehrmachtu i Volkssturmu (przyp. tłum.).


przekład Małgorzata Gralińska
redakcja Monika Gromala
Z: Arno Geiger „Unter der Drachenwand“, s
. 22-28 © 2019 Carl Hanser Verlag GmbH & Co. KG, München



Recenzje
„W swojej powieści Arno Geiger odważył się zstąpić do tematycznego piekła i stąpa po nim na palcach… Autor bierze pod lupę ostatnie miesiące wojny, dając nam szczegółową, intrygującą opowieść o dramatycznej stracie i przegranych latach.”
(Paul Jandl, Neue Zürcher Zeitung)

„Powieść Arno Geigera to klejnot we współczesnej literaturze.”
(Dirk Knipphals, taz)

„Arno Geiger sięgnął do historii – małej, prywatnej, takiej, której nie znajdziemy w podręcznikach – i stworzył kawał imponującej literatury.”
(Gerrit Bartels, Tagesspiegel)

„Z empatią, niezwykłą autentycznością i wrażliwością Arno Geiger opowiada o byciu człowiekiem w czasie wojny… Autor udowadnia, że należy do grona najwytrawniejszych niemieckojęzycznych pisarzy.”
(Mareike Ilsemann, WDR 5)

 

01.03 - 31.03.2023 ON_LINE