Ta strona używa plików cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia zindywidualizowanych usług oraz tworzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia w opcjach Twojej przeglądarki. Więcej informacji.

  • De
  • Pl
  • En
  • Kontakt

Poleć artykuł!

Nie jestem botem

Akcja „Książka miesiąca”:
Laura Freudenthaler „Królowa milczy”

W tym roku będziemy co miesiąc publikować na naszej stronie fragmenty współczesnej literatury austriackiej, wybrane i przełożone przez Małgorzatę Gralińską.
Redakcja: Monika Gromala
Współpraca: Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie i Biblioteki Austriackie w Polsce

Akcja promocyjna w ramach inicjatywy austriackiego Federalnego Ministerstwa Spraw Europejskich i Międzynarodowych oraz Austriackiego Towarzystwa Literackiego (Österreichische Gesellschaft für Literatur) – „Rok literatury austriackiej / Międzynarodowe dialogi literackie” („Jahr der österreichischen Literatur / Internationale Literaturdialoge”) https://www.literaturdialoge.at






Laura Freudenthaler
Królowa milczy

Biogram

Laura Freudenthaler urodziła się w 1984 roku w Salzburgu, studiowała germanistykę, filozofię i gender studies. W 2014 roku ukazał się jej debiutancki tom opowiadań Der Schädel von Madeleine (Czaszka Madeleine). Autorka wydała dwie wielokrotnie nagradzane powieści: Die Königin schweigt (Królowa milczy) i Geistergeschichte; Opowieść o duchach. Freudenthaler publikowała również teksty w czasopismach literackich. Pisarka mieszka w Wiedniu, gdzie przez wiele lat pracowała dla Austriackiej Agencji Prasowej (APA). Tłumaczy z języka francuskiego na niemiecki. Jej trzecia powieść, zatytułowana Arson, ukaże się pod koniec sierpnia tego roku w wydawnictwie Jung und Jung.

Nagrody i wyróżnienia (wybór)
2021 nagroda czasopisma manuskripte
2020 nagroda 3sat za tekst Der heißeste Sommer prezentowany w Klagenfurcie podczas konkursu o Nagrodę im. Ingeborg Bachmann 
2019 Nagroda Literacka Unii Europejskiej za Opowieść o duchach
2018 powieść Die Königin schweigt (Królowa milczy) otrzymała nagrodę dla najlepszego niemieckojęzycznego debiutu w ramach Festival du premier Roman w Chambéry
2018 nagroda finansowa przyznawana równolegle z Nagrodą Literacką Miasta Bremy za powieść Die Königin schweigt (Królowa milczy)

Publikacje (wybór)
Geistergeschichte (powieść), Droschl Verlag, Graz 2019 (wyd. polskie Opowieść o duchach, przeł. Eliza Borg, Wydawnictwo Od Do, Łódź 2021)
Die Königin schweigt (powieść), Droschl Verlag, Graz 2017
Der Schädel von Madeleine: Paargeschichten (opowiadania), Müry Salzmann, Salzburg/Wien/Berlin 2014

Królowa milczy (opis wydawcy)
Fanny, „królowa”, to kobieta wciąż doświadczana przez los. Schyłek życia spędza samotnie, milczy na temat tego, co wydarzyło się w przeszłości. Na stoliku nocnym trzyma pamiętnik, prezent od wnuczki. Jego strony pozostają nietknięte, bohaterka nie może zdobyć się na to, by opisać kolejne przeżyte tragedie. Jednak podczas marzeń na jawie i bezsennych nocy Fanny nie jest w stanie oprzeć się napływającym wspomnieniom: sugestywne obrazy z całego życia przelatują jej przed oczyma. Towarzyszymy Fanny od samego początku - od czasów dzieciństwa, które w latach 30-tych spędza w gospodarstwie rodziców, aż do ostatnich chwil przed śmiercią.


Fragment

KIEDY WNUCZKA BYŁA MAŁA, zapamiętywała pojedyncze słowa – dzięki nim mogła dopominać się o historie, które Fanny opowiadała jej niczym baśnie. Pewnego razu wnuczka chciała usłyszeć historię o królowej. Fanny zastanawiała się, czy kiedykolwiek opowiadała jej jakąś baśń braci Grimm, w której występowała królowa. Fanny rozpoczynała jedną opowieść po drugiej, jednak dziecko za każdym razem jej przerywało, aż wreszcie Fanny zrozumiała, o co chodzi. Dotarło do niej, że wnuczka ma rację. To była baśń o tym, jak Fanny została królową. Dlatego zaczynała się od przybycia księcia. Fanny zaśmiała się, lecz dziecko oznajmiło zdecydowanie: nie księcia, tylko belfra. Fanny musiała wrócić do początku raz jeszcze. Opowieść powinno otwierać zawsze to samo zdanie. Po wojnie we wsi pojawił się nowy nauczyciel. Nowy nauczyciel, mówiła Fanny, wysoki, barczysty mężczyzna miał ciemne włosy i już w młodości robiły mu się zakola. Nie był chłopem, ciągnęła Fanny, mądrością przewyższał wszystkich mieszkańców wioski. Od samego początku otaczano go szacunkiem, wydawać się mogło, że mieszka we wsi od zawsze. A do tego, opowiadała Fanny, a własny głos dźwięczał jej w uszach, pięknie się uśmiechał. Zabrał ją autem na tańce do sąsiedniej gminy. Nowy nauczyciel, poza proboszczem, jako jedyny we wsi posiadał samochód. W sąsiedniej gminie na głównej drodze poustawiano stoły i ławy. Można było strzelać do tarczy. Ludzie tańczyli na łące nieopodal drogi. Fanny po raz pierwszy tańczyła z mężczyzną. Inaczej wyobrażała sobie panów ze szkoły tańca, w której uczyła się córka sędziego, miała ich za bardziej szarmanckich, mimo to nowy nauczyciel umiał tańczyć. W końcu odebrał staranne wychowanie, oznajmił nauczyciel i uśmiechnął się, jakby opowiedział żart. Fanny cieszyła się, mogąc powiedzieć, że uczęszczała do szkoły gospodarczej. Początkowo przez cały czas koncentrowała się na swoich stopach. Nauczyciel kilka razy prosił ją, by patrzyła na niego, Fanny zmuszała się więc do trzymania prosto głowy, choć wciąż wydawało jej się, że przestanie panować nad nogami, gdy tylko spuści je z oczu. Nie miało to nic wspólnego z „do przodu”, „do tyłu”, „w bok” znanymi z lekcji tańca. Fanny potykała się u boku nowego nauczyciela jak jakaś wiejska niezdara. Gdyby nagle ją puścił, przewróciłaby się na trawę. Była bezradna. Czuła, jak do oczu napływają jej łzy. Uroiła sobie, że potrafi tańczyć, a tymczasem się ośmieszyła. Przestała zważać na stopy, skupiła się na ilości łez. To niemożliwe, że jest ich aż tyle, że nie mogą zatrzymać się pod powiekami. Widziała ramiona i szyję nauczyciela. Skórę nad kołnierzykiem koszuli, zupełnie z bliska. Na plecach czuła jego dłoń. Nauczyciel uśmiechał się. W końcu Fanny pojęła, czego uczyła ich córka sędziego. Nudne liczenie i tajemnicze sekwencje kroków dzięki muzyce i prowadzeniu nauczyciela poukładały się w ruchy. Tańczyli na skraju łąki. Nie była ogrodzona, lecz granica biegła tam, dokąd sięgało światło padające z głównej drogi. Nawet krzyki, nawoływania i śmiechy docierały tu przytłumione. Gdyby Fanny i nauczyciel postąpili jeszcze kilka kroków w kierunku ciemnego pola, hałas nagle by ucichł.

KIEDY NAUCZYCIEL POPROSIŁ FANNY, by została jego żoną, wszyscy we wsi uznali, że świetnie do siebie pasują. Ich ślub był pierwszym, jakiego udzielono w nowo wybudowanym murowanym kościele. Fanny opowiadała, że tego dnia czuła się tak, jakby koronowano ją na królową. Niewielką kaplicę wieńczyła szeroka kopuła, dźwięki organów niosły się po polach, na których nikt nie pracował, ponieważ wszyscy przyszli zobaczyć, jak nauczyciel i Fanny wstępują w związek małżeński. Ludzie zgadzali się, że nigdy wcześniej nie widzieli tak pięknej młodej pary. Twój dziadek był szykownym mężczyzną, mówiła Fanny wnuczce. Gdzie jest dziadek, zapytało dziecko za pierwszym razem. Już od dawna nie żyje, odparła Fanny, jakby przyszło jej to do głowy w tym momencie. Zauważyła, że pogrążyła się w milczeniu, dopiero gdy na powrót wynurzyła się ze swoich rozmyślań. Przed nią siedziało dziecko i przypatrywało się jej. Czasem Fanny odnosiła dziwne wrażenie, że wnuczka zna przeszłość wioski, choć nigdy w niej nie była. Jakby potrafiła widzieć obrazy, nawet jeśli Fanny o nich nie opowiadała. Królewskie dziecko. Twój dziadek był belfrem, powiedziała Fanny do wnuczki, która szczególnie upodobała sobie to słowo. W dniu zaślubin Fanny przeniosła się z gospodarstwa w kotlince do budynku szkoły stojącego na wzgórzu. Od tamtej pory nazywano ją belferką. Fanny urządziła mieszkanie na pierwszym piętrze i zaczęła uprawiać ogródek warzywny na tyłach szkoły. Z ogródka mogłaby spoglądać na dolinkę, gdyby widoku nie zasłaniał jej dawny folwark. Niegdyś mieszkał w nim pański zarządca, teraz budynek zajmowali robotnicy leśni i tartaczni. Fanny odnosiła wrażenie, że, przeprowadzając się na wzgórze, wzbiła się pod jakiś ciężki obłok. Za każdym razem, kiedy spoglądała z warzywnika na równinę i zabudowania stojące przed zejściem do dolinki, niespodziewanie brała głęboki wdech, uświadamiając sobie jednocześnie, że do tej pory wstrzymywała powietrze. Proboszcz, również nowy na urzędzie, lubił odwiedzać Fanny w budynku szkoły. Rozmawiali o uczniach, którzy dostawali za mało jedzenia. Fanny zaproponowała, że mogłaby przyrządzać dzieciom posiłki w szkole. W końcu nie na darmo chodziła do szkoły gospodarstwa domowego. Ksiądz stwierdził, że Fanny jest najlepiej wykształconą kobietą we wsi. Nie wiedziała, czy stroi sobie z niej żarty, lecz kiedy pojawił się następnym razem, okazało się, że popytał tu i tam, i zapewnił, że Fanny otrzyma wsparcie ze strony Kościoła. Proboszcz nazwał ją cnotliwą, a gdy Fanny się na to roześmiała, poczuł się urażony. Opowiedziała mężowi o swoich planach. Nauczyciel nie chciał, żeby ksiądz zbytnio zadzierał nosa, postarał się więc, żeby Fanny otrzymała przydział artykułów spożywczych dla dzieci także od partii. Proboszcz uważał, że czerwona legitymacja partyjna tutaj, na wsi, jest nie na miejscu. Fanny odparła, że nie dba o to, dopóki dzieci mają co jeść.

RODZICE OTRZYMALI WIADOMOŚĆ O ŚMIERCI BRATA. Pół roku wcześniej jakiś człowiek z sąsiedniej miejscowości wrócił z niewoli, matka i ojciec mieli więc nadzieję, że Toni będzie następny. Teraz dowiedzieli się, że poległ. Poległ, myślała Fanny, brzmiało tak, jakby nastąpiło to z jego winy. Jakby się poddał, podobnie jak Fanny, która w chwilach słabości sądziła, że się podda i dłużej nie wytrzyma. Mieli nadzieję, że wróci, matka i ojciec wierzyli i modlili się, ale brat już nie żył. Fanny obiecała ojcu, że poprowadzi gospodarstwo. Najpierw będzie pomagać rodzicom w pracy, a pewnego dnia ona i nauczyciel przeniosą się do dolinki i przejmą ojcowiznę. Fanny nierzadko kilka razy dziennie biegała w górę i w dół wzgórza. Podzieliła sobie skrupulatnie czas, kiedy więc miała przygotowany obiad w szkolnej kuchni, mogła spędzić jeszcze dwie godziny u rodziców, nim dzieci przyjdą na posiłek. Późnym popołudniem zbiegała raz jeszcze do dolinki, by pomóc w oborze. Usiłowała pracować w gospodarstwie tyle samo, co przed swoim zamążpójściem. Starała się zjawiać w sposób tak naturalny, jakby w międzyczasie nigdzie nie odchodziła, jakby nie wyszła za mąż i nie wyprowadziła się od rodziców. Za każdym razem jednak, gdy schodziła do dolinki, ojciec stawał i mówił: A, Fannerl. Jakby dziwił się, że ją widzi. Jakby nie spodziewał się zobaczyć jej ponownie. Tym razem Fanny udało się nie zostawić rodziców w potrzebie. Lecz zaledwie dwie godziny później, kiedy niepostrzeżenie się żegnała – zdawać by się mogło, że wychodzi gdzieś na chwilę – opuszczała matkę i ojca na nowo, do chwili, aż znów pojawi się w stosownym czasie i usłyszy z ust ojca: A, Fannerl. Ojciec zawsze dostrzegał – Fanny to widziała – że przyszła do pomocy sama, bez nauczyciela. W jakimś sensie tak było dobrze, ojciec mógł mieć poczucie, że nic się nie zmieniło. Rzadko wspominał o nauczycielu, od czasu do czasu stwierdzał tylko, że ludzie w jego rodzinie mają się najwidoczniej za kogoś lepszego, skoro i ojciec męża Fanny, i nawet jego siostra są nauczycielami. Matka odpowiadała wtedy, nie patrząc na ojca: jesteś wobec niego niesprawiedliwy. Przynajmniej walczył, mówił na to ojciec, ucinając rozmowę. We wsi opowiadano, że nauczyciel, postrzelony w szyję, wydostał się spod Stalingradu jednym z ostatnich samolotów. Fanny nigdy nie rozmawiała z mężem na ten temat, cieszyła się jednak, że przytrafiło mu się coś złego, czuła, że dzięki temu zaskarbił sobie szacunek ojca.

NIERAZ, GDY FANNY WRACAŁA Z GOSPODARSTWA na wzgórze, ogarniała ją słabość. Pędziła pod górę i czuła nadchodzącą niemoc, pędziła więc jej na przekór, jednak dokładnie w połowie drogi, tam, gdzie ścieżka sięgała szczytu, by biec dalej płasko, aż do budynku szkoły, słabość doganiała Fanny. Dosięgała ją w tym samym momencie, gdy Fanny mijała krawędź szczytu. Miała wrażenie, że osunie się na ziemię, czuła się jak dawniej, gdy chciała opuścić głowę na blat stołu. Stała na krawędzi i chwiała się, jakby miała za chwilę przewrócić się do tyłu i stoczyć ze zbocza. I tak, jak kiedyś głowa jej nie opadała, tak i teraz Fanny nie spadała ze wzgórza, choć sądziła, że przestała stawiać opór. Teraz też obawiała się, że jeśli ktoś ją zauważy, w porę nie weźmie się w garść, a jednocześnie wyobrażała sobie, jak znajdują ją leżącą na ziemi. Ciekawe, dokąd zostałaby zabrana: na górę do budynku szkoły, czy na dół do gospodarstwa w dolince. A jeśli wówczas ktoś rzeczywiście nadchodził, pozdrawiał ją i zwracał się do niej po imieniu, Fanny ruszała z miejsca i odpowiadała na przywitanie. Mówiła, że właśnie była u rodziców, że musi wracać do szkoły, a potem rozmowa schodziła na temat pogody, ponieważ zbliżała się pora zwożenia siana. Fanny żegnała się i udawała w kierunku szkoły. Była belferką, odtąd na zawsze już nią pozostanie. Rozmyślała o tym, ile ma jeszcze kartek żywnościowych i czy proboszcz mógłby jej pomóc zorganizować więcej cukru. Pozdrawiała robotnika leśnego na dziedzińcu dawnego folwarku, na skórze rąk czuła ciepło słońca. Fanny szła wzdłuż drogi, powoli, bo czuła się zadowolona. Przez chwilę było jej najzupełniej obojętne, że ktoś może ją zobaczyć i pomyśleć sobie, że nie ma nic do roboty.

NAUCZYCIEL ZAWSZE WIEDZIAŁ, gdzie odbywają się potańcówki. Często on i Fanny jechali samochodem godzinę albo dłużej, by potańczyć gdzieś cały wieczór. Z czasem Fanny zapomniała o sekwencjach kroków i towarzyszącemu im liczeniu sędziowskiej córki, jej ruchy zaś nabrały większej płynności. Belfer nauczył ją nowych kroków, ot tak, po prostu, prowadząc w tańcu. Mówił, jak bardzo się cieszy, że ma jedyną kobietę w okolicy, która potrafi tańczyć. Ludzie we wsi drwili z pląsów belferskiej pary, Fanny najbardziej lubiła więc jeździć tam, gdzie nikogo nie znali. Nauczyciel kupił jej maszynę do szycia i odtąd Fanny szyła sukienki, które nosiła jedynie wtedy, gdy udawali się do dalej położonych miejscowości. Suknie były rozkloszowane u dołu, nie miały rękawów, jedynie cienkie ramiączka. Kiedy wieczorem jechali na tańce, Fanny starała się, by nikt nie widział, jak wychodzą z budynku szkoły i wsiadają do auta. Dopiero gdy przejeżdżali drogą pod lasem i skręcali na szosę, Fanny ściągała chustę i kładła ją na kolanach. Nauczyciel, prowadząc samochód, zerkał raz po raz w bok na ramiona żony, które, nie licząc ramiączek, były całkiem nagie. Fanny udawała, że tego nie dostrzega, ale wiedziała, że jej sukienki podobają się nauczycielowi. Niekiedy proponował żonie, by wybrała się z nim do miasteczka, gdy miał tam akurat coś do załatwienia. Szli wówczas razem do sklepu z materiałami niedaleko bramy miejskiej. Fanny stawała przed wystawą, a wtedy nauczyciel mówił, że żona może spędzić tu czas, podczas gdy on będzie zajmował się swoimi sprawami. Z kieszeni na piersi wyjmował uprzednio przygotowane banknoty. Umawiali się, że spotkają się później na głównym placu. Fanny wchodziła do sklepu, gdzie jeszcze nigdy nie spotkała innych klientów. Najpierw wybierała zawsze praktyczne materiały na fartuchy i koszule, a potem, jakby przypadkiem, zatrzymywała się przy regałach z jedwabiem, satyną i koronkami. Końce tkanin nawiniętych na bele brała w dwa palce, a jeśli coś jej się szczególnie spodobało, kazała właścicielce sklepu wyjmować belę i kłaść ją na wielkim stole. Odwijano dłuższy kawałek, Fanny i właścicielka rozmawiały o jakości i sposobie wykonania, gładząc materiał to palcami, to całą powierzchnią dłoni. Kobiety marszczyły go, przewracały, a potem odsuwały na bok, by rozwinąć kolejną belę. Podczas każdej wizyty Fanny kupowała, oprócz praktycznej, mniej grzeczną tkaninę. Właścicielka z tęsknotą w głosie mówiła, że z chęcią zobaczyłaby ubrania, które Fanny szyje z tych materiałów. Wpadnie kiedyś, odpowiadała Fanny, i zaprezentuje jej jedną z sukien. Za każdym razem, gdy jechała z nauczycielem do miasteczka, myślała o swojej obietnicy, lecz przecież nie mogła biegać w takiej sukience w biały dzień. Z tego powodu Fanny również przy następnej wizycie nie pokazywała właścicielce sklepu żadnej sukni, kupowała za to nowy niegrzeczny materiał. Opisywała suknię, którą z niego uszyje i w której jedynie z rzadka pojedzie na tańce, właścicielka zaś twierdziła, że Fanny z pewnością będzie w niej pięknie wyglądać.

PEWNEGO UPALNEGO DNIA w gospodarstwie w dolince mieli zwozić siano. Wieczorem spodziewano się nadejścia burzy. Chociaż były to najbardziej znojne dni w roku, Fanny nie mogła doczekać się chwili, gdy, uprzątnąwszy siano na czas, zasiądą razem w kuchni i napiją się moszczu. Gdy wszystko się uda, ojcu też pewnie będzie dopisywać humor. Nauczyciel pojechał na jakieś ważne posiedzenie partyjne. Fanny dowiedziała się o tym dopiero wczesnym rankiem. Już jakiś czas temu zapowiedziała ojcu, że nauczyciel pomoże przy sianokosach, cieszyła się, że ojciec będzie zadowolony z jej męża. Fanny, rodzice i pomocnicy stali w skwarze na polu, stromym polu na grzbiecie wzgórza. Siano było mocno wysuszone, wszyscy sądzili, że w każdej chwili może się zapalić. Fanny powiedziała ojcu, że nauczyciel musiał udać się na ważne spotkanie. Ojciec dał znak, by zaczynali. Fanny usłyszała, jak mówi do matki: nigdy nie będzie z niego gospodarz. Ale za to jest nauczycielem, chciała odpowiedzieć Fanny w przypływie złości, a jednocześnie wstydziła się za męża, który nie pomagał teściom w pracy. Tamtego dnia Fanny pracowała z taką zawziętością, że ojciec upomniał ją w końcu, by zwolniła, w przeciwnym razie dostanie udaru. Słońce prażyło, siano kłuło, drobne źdźbła dostawały się pod skórę. Za plecami Fanny odczuwała ojcowską pogardę wobec nauczyciela, a swojego męża. Chciała uciec przed tą pogardą, poczekać, aż jej oddziaływanie osłabnie, zamiast tego musiała posuwać się z grabiami w ręku w równym odstępie przed nią. Paliło ją w piersi, źdźbła zostawiały pełno maleńkich zadrapań, przystanęła więc na chwilę i wyprostowała się. Rodzice wyprzedzili córkę. Fanny przejechała paznokciami po piersiach, niewidzialne draśnięcia zamieniły się w rany i zaczęły krwawić. Wyobraziła sobie, jak zjawia się w nieznanej gospodzie, niczym anioł zemsty, i wchodzi do izby, gdzie trwa zebranie partyjne. Chwyta nauczyciela, a swojego męża, i ciągnie go na pole, żeby sam zebrał siano, a potem ona, ojciec i matka przyglądają się, jak nauczyciel pracuje.

FANNY ZNÓW WYPRZEDZIŁA ojca i matkę. Pracowała, czując na plecach pogardę. Grabiła siano i raz po raz, nie odkładając grabi, wycierała twarz przedramieniem. Pot szczypał ją w oczy. Posuwała się w poprzek zbocza, obcierała twarz, ani na chwilę nie przestając grabić, i wyobrażała sobie, że ojciec staje się sędzią. Widziała przed sobą ojca stojącego niczym proboszcz w kaplicy na czymś w rodzaju ambony. Ojciec oznajmił, że Fanny, córka gospodarzy z doliny odpowiada za upadek gospodarstwa. Pięć pokoleń poświęciło swoje życie, swój trud i pracę swoich rąk dla dobra majątku, mówił ojciec z kazalnicy przed budynkiem obory, a teraz ona, Fanny, przypieczętowuje upadek gospodarstwa. Fanny dotarła do końca rzędu i zeszła kilka kroków w dół, by zabrać się za kolejny fragment. Ojciec wyciągnął rękę z ambony i rzucił na córkę klątwę. Została wypędzona. Wetknęła widły w jeden ze stosów i zawlekła siano na wóz. Fanny ponosiła winę za upadek gospodarstwa w dolince. Zawróciła, wbiła widły w kolejny stos i tak jak wcześniej zaniosła go na wóz. Okazała się niegodna, nie będzie mogła wrócić, jej noga nigdy więcej nie postanie w gospodarstwie. Fanny wrzuciła stertę siana na wóz i poszła po następny stos. Wyrok, klątwa, odrzucenie. Musiała odejść wraz z nauczycielem, a swoim mężem. Nigdy już nie wrócą. Teraz Fanny była tylko belferką. Pot szczypał w oczy. Do wieczora zebrali całe siano. Burza nie nadeszła.

przekład Małgorzata Gralińska
Die Königin schweigt (powieść), Droschl Verlag, Graz 2017


Recenzje
„Cicha, gęsta powieść. Jej bohaterka, stara kobieta, broni się przed wspomnieniami i opowieściami, a jednocześnie musi spojrzeć na swoje naznaczone utratą życie. Freudenthaler kreśli przenikliwy portret pokolenia, które wiodło pozornie zwyczajną egzystencję. W tej zwyczajności kryje się jednak wielka historia.” (z uzasadnienia jury przyznającego dodatkową nagrodę finansową w ramach Nagrody Literackiej Miasta Bremy)

„W tej opowieści pobrzmiewa piękna melancholia i niesamowity nastrój. Laura Freudenthaler potrafi wspaniale opowiadać, czaruje bezpretensjonalną prostotą i obrazowym językiem. Olśniewające!” (Marina Büttner, literaturleuchtet – literacki blog książkowy)

„Każdy rozdział, każdy akapit – ba, każde słowo pozostawia ślad. Zaczynamy widzieć Fanny taką, jaka jest w rzeczywistości: dostrzegamy w niej kobietę, która milczy i dzięki temu próbuje zachować własną godność.” (Erkan Osmanovic, Dom Literatury w Wiedniu)

01.08 - 31.08.2023 ON-LINE